2020-10-26 15:59
- Historia powstania Legia Soccer Schools to pokłosie pewnego niepowodzenia.
- Początki rzeczywiście były wyzwaniem. We wrześniu 2013 roku pojawił się pomysł przeprowadzenia naboru dla najmłodszych, którzy chcieliby grać w Legii Warszawa. Z promocją pojechaliśmy naprawdę szeroko, tak szeroko, że zgłosiło się około 1800 dzieci. Event udał się świetnie – dostaliśmy od klubu oba boczne boiska, prezes przyglądał się zmaganiom zawodników, byli też trenerzy z klubów partnerskich, pojawiła się telewizja, robiła wywiady – czuć było, że dzieje się coś fajnego. Potem musieliśmy jednak ogłosić wyniki tego naboru i okazało się, że z tych 1800 dzieciaków mogliśmy przyjąć… 46 osób. Wszystkim pozostałym trzeba było powiedzieć: przykro nam, byliście świetni, ale niestety nie tym razem. Mówiliśmy oczywiście, że na razie nie, że to niczego nie przekreśla, że mamy kluby partnerskie, tylko to naprawdę niewiele dało. Odbiór był średni, rozumiano coś w stylu: „nie nadajesz się”, co oczywiście nie było prawdą, ale dzieciaki i rodzice zrażali się do Legii. Dostawaliśmy mnóstwo wiadomości, że dziecko się załamało, że już nie chce grać w piłkę. Doszliśmy więc do prostego wniosku – skoro mamy taką bazę potencjalnych chętnych, to trzeba wyjść naprzeciw nim z propozycją, która nie będzie tak selekcyjna.
- Da się rzetelnie ocenić potencjał dziecka w godzinę?
- Nawet niecałą godzinę, co zresztą wypominali nam rodzice, że jak przez trzy kwadranse można wydać wyrok na temat przyszłości ich dziecka. I to była prawda, bo trudno w tak krótkim czasie wydać opinię na temat sześciolatka. Gdy jednak mówimy o samym procesie selekcji, to każdy z nas miał pod tym względem czyste sumienie – byliśmy tak dokładni jak to tylko możliwe. Mieliśmy trzy obiektywne dane – testy motoryczne, osiągnięte na boisku liczby i ocenę gry przez trenerów. Wypełnialiśmy potem formularze i dzięki sumie statystyk otrzymywaliśmy konkretne dane dotyczące tego kto jak się zaprezentował. Z drugiej strony pamiętam przykład chłopca, który podczas naboru strzelił w gierkach mnóstwo goli, a przy okazji późniejszych treningów po prostu nie istniał. Zdecydowała więc dyspozycja dnia, może też poziom grupy, na tle której się wyróżnił. Rzeczywiście więc bardzo trudno ocenić dziecko po jednym treningu.
- Więc postanowiliście dać im trochę więcej czasu.
- Tak, bo uznaliśmy, że selekcja na tym etapie bardzo często nie ma najmniejszego sensu. Zetknęliśmy się z ogromną grupą, która chce przynależeć do Legii. Jest to społeczność, która czeka na nasz ruch, na ciekawą propozycję zajęć piłkarskich. Po krótkiej, intensywnej kampanii promocyjnej mieliśmy ogromną jak na ten czas bazę chętnych legionistek i legionistów oraz ich rodziców, którym od ręki mogliśmy dać miejsce w drużynach i wysłać do nich komunikat: jesteście legionistami. Przy klubie powstał fajny, samofinansujący się pomysł, którego potencjał miał się dopiero objawić.
- Legia Soccer Schools to projekt piłkarski czy marketingowy?
- Cele są dwa – społeczny i sportowy. Społeczny, bo zależy nam na tym, by cała masa dzieci i rodziców mogła tworzyć rodzinę Legii Warszawa. Zobacz, kiedy mamy finały sezonu – czyli trening wszystkich ośrodków Legia Soccer Schools – na stadionie Legii przez cały dzień przewija się jakieś 4000 dzieci. A każde z nich przyjechało z bratem, siostrą, mamą, tatą i babcią. Przemnóż sobie 4000 przez pięć i nagle masz na stadionie 20 000 legionistów z tego projektu – to jest właśnie nasza siła. Wielu z nich pójdzie potem do sklepu, kupi koszulkę, przyjedzie na mecz, część zostanie z nami na całe swoje życie. Sportowo natomiast w oficjalnej piramidzie szkoleniowej Legii jesteśmy ujęci jako podstawowy, pierwszy szczebel, od którego budowy zaczyna się szkolenie w klubie. Bardzo mocno współpracujemy z Akademią w zakresie konspektów treningowych – nie jest tak, że wymyślamy sobie coś z kosmosu i nikt nad nami nie ma o tym pojęcia – koordynatorzy LSS cały czas rozmawiają z koordynatorami Akademii. Oczywiście przedszkola piłkarskie to zabawa, rozwój ogólny, ale elementy piłki nożnej jak najbardziej tam funkcjonują. Dziecko, które wychodzi z przedszkola już coś na temat futbolu wie, zna podstawowe elementy, zasady, wie kim jest trener, wie kiedy przyjść na trening, jak się ubrać, czy jaka hierarchia obowiązuje na zajęciach. I to już jest bardzo dużo jeśli ktoś zaczyna potem przygodę z piłką na wyższym etapie. Czy chodzi też o marketing? Jasne, chcemy żeby dzieciaków było u nas jak najwięcej, bo zależy nam na tym, by Akademia mogła potem korzystać obszernej bazy potencjalnych zawodników. Do tej pory w najmłodszych rocznikach Akademii, około 70-80% stanowią dzieciaki z LSS. To świadczy o tym, że dobrze pracujemy sportowo i z ogromnej masy uczestników projektu wybieramy na późniejszych etapach najlepszych z nich, którzy dadzą potem jakość Akademii. Mamy jednego chłopaka, który zaczynał jako 2,5-latek w przedszkolach LSS, przeszedł każdy szczebel i teraz świetnie rozwija się w Legia Training Center, jest jednym z wyróżniających się zawodników.
- A co z trenerami? Jest możliwy american dream, w którym zaczynając od szkolenia przedszkolaków można dojść w Legii zdecydowanie wyżej?
- Mamy kilka przykładów osób, które zaczynały pracę w przedszkolach piłkarskich – i to nie w centrali na Łazienkowskiej, ale naszych ośrodkach poza Warszawą – a obecnie pracują w Akademii. Mało tego, są przecież przypadki trenerów-analityków – Przemka Łagożnego czy Kacpra Marca – którzy pracowali w LSS, a potem dostali się do pierwszej drużyny. Wydaje mi się, że to dobre miejsce żeby zacząć swoją przygodę ze szkoleniem, bo w parę lat można znaleźć się w naprawdę fajnym miejscu. To zresztą nie dotyczy tylko piłki.
- Przechodzimy do kwestii sekcji?
- Tak. Bo ważne jest przede wszystkim to ile z tych dzieciaków pozostanie w sporcie. Przecież nie każdy musi być i nie każdy będzie zawodowym piłkarzem, nie da się komuś przypisać ścieżki rozwoju kiedy ma cztery czy pięć lat. Chodzi nam o to, żeby dzieci po prostu uprawiały sport, a jeśli chcą trenować u nas to super – mają do tego znakomite warunki i ciekawą ofertę. Mamy dziesięć dziecięcych sekcji – oprócz piłki to koszykówka, squash, tenis, tenis stołowy, badminton, pływanie, rugby, siatkówka i żeglarstwo. Każda ze szkółek zbudowana jest w tym samym modelu organizacyjnym, wchodząc na legiaschools.pl rodzic znajduje odnośniki do każdej z podstron sekcyjnych. Na tak wczesnym etapie naprawdę nie ma większego znaczenia co dziecko będzie trenować, chodzi po prostu o ogólny rozwój i oczywiście radość z tego co robi. Mamy teraz taką wymarzoną ścieżkę rozwoju – od Legia Soccer Schools do pierwszego zespołu Legii. Teraz, rozwijając kolejne szkółki sekcyjne chcemy stworzyć nową – od Legia Schools do Olimpiady. Mamy przykłady utytułowanych sportowców, którzy będą startować na Igrzyskach w Tokio pokazując, że można świetnie rozwinąć się sportowo w naszej społeczności. Pracujemy nad tym by dzieciaki mogły iść i szły taką drogą – wtedy za kilkanaście lat efekty mogą być imponujące.
- Jak wygląda model szkolenia takich maluchów? Przecież nie powiecie dziecku żeby pracowało nad zagraniami na obieg albo grą po trójkącie.
- Chcemy rozwijać dzieci indywidualnie. Nasi trenerzy nie ćwiczą z nimi taktyk, nie ustawiają ich na pozycjach. Dzieci mają je wybrać sobie same – wiedzą, że np. gramy po siedmiu w formacji 2-3-1 i ustawiają się na boisku tak, jak mają ochotę. Gdy zauważą brak na środku pola, wówczas same tam wchodzą. Widzą, że dubluje się pozycja napastnika, więc szukają sobie miejsca gdzie indziej. Jeżeli zdołają to opanować, wtedy przechodzimy do podstaw taktyki, z tym założeniem, że żadne z nich nie ma przypisanego konkretnego miejsca na boisku. Gramy na przykład z rotującymi się bramkarzami – cały czas broni ktoś inny. Chcemy eksperymentować, żeby każde z dzieci mogło odnaleźć się w miejscu, w którym poczuje się najlepiej. Oczywiście na początku wszyscy chcą być napastnikiem albo bramkarzem, ale z czasem dostrzegamy w nich inne predyspozycje. Mateusz Wieteska przychodząc do Akademii był napastnikiem, Bartosz Bereszyński grał na szpicy nawet na poziomie seniorskim. My tak samo chcemy postępować z dziećmi i to nawet nie tylko pod względem pozycji, ale całych dyscyplin. Projekt Legia Schools to pierwszy etap do powstania akademii rozwojowej – chcielibyśmy by dziecko wybierało wiodącą dyscyplinę i sekcję uzupełniającą. Na przykład – skoro w piłce nożnej pracuje głównie na nogach, to warto byłoby wzmacniać górę na przykład pływaniem albo koszykówką. Robiliśmy badanie FMS wskazujące na asymetrie w ciele, dzięki czemu mogliśmy pokazać rodzicom, jak jeszcze powinni rozwijać swoje dziecko. Poza tym jeżeli zaczynasz od piłki, a uzupełniasz treningi badmintonem czy tenisem, wcale nie oznacza, że ta pierwsza dyscyplina za moment nie stanie się tą drugą. Zależy nam na tym by każde dziecko mogło odnaleźć się w najbardziej optymalnym dla niego sporcie.
- W tym odnajdowaniu się pomagają im także kobiety. To również element nowego modelu szkolenia u podstaw, żeby grupę oprócz trenera prowadziła także trenerka?
- Stosujemy to rozwiązanie w przedszkolach LSS. Początkowo prowadzącym był trener, a trenerka go uzupełniała, ale teraz ten podział już się zaciera, bo pracują z nami bardzo zdolne dziewczyny, które czasem prowadzą zajęcia lepiej od chłopaków. Taki trenerski duet sprawdza się idealnie – małe dzieci czują się bardziej komfortowo, kiedy opiekę nad nimi sprawuje również kobieta. Rozwijając szkoły LSS bardzo rozwinęliśmy też kadrę.
- Kiedy stwierdziliście, że jeden ośrodek należy przekształcić w całą sieć?
- Od samego początku taki był plan. Łazienkowska była jedynym ośrodkiem przez pierwsze trzy miesiące działalności, a już jesienią 2014 roku otworzyliśmy trzy nowe lokalizacje w Warszawie – Bemowo, Pragę i Mokotów. Z każdym kolejnym miesiącem inaugurowaliśmy zajęcia w dodatkowych miejscach, bo zainteresowanie było ogromne. Ciągle dostawaliśmy wiadomości: a pojawcie się jeszcze tu, otwórzcie szkółkę w tym i w tym miejscu. W tej chwili w mieście mamy 12 lokalizacji, więc trochę zagospodarowaliśmy ten rynek. Są jednak jeszcze inne plany na rozwój, chociażby poprzez obecność w szkołach i przedszkolach na stałe – niedawno zaczęliśmy współpracę z jedną ze szkół na Wilanowie, gdzie nasi trenerzy będą przeprowadzać coś a’la SKS-y – zajęcia z piłki nożnej po zajęciach szkolnych, przed odbiorem dzieci przez rodziców. Podobnie chcemy działać w przedszkolach, więc wkrótce będzie nas w Warszawie jeszcze więcej. Oczywiście blokuje nas obecna sytuacja – wiele szkół z wiadomych względów nie chce wpuszczać do siebie nikogo z zewnątrz.
- W szkółkach – jak w szkołach – dziewczynki trenują wspólnie z chłopcami?
- W przedszkolach tak, bo trzylatków nie ma najmniejszego sensu rozdzielać. Od szkół piłkarskich, gdzie mamy coś na kształt mini-akademii: dwa-trzy treningi w tygodniu plus mecze, dziewczynki mają już swoje drużyny. Dzięki ich pracy przez lata w tym roku po raz pierwszy w historii Legii udało nam się zgłosić do rozgrywek drużynę seniorek. Jesteśmy przekonani, że będą to podwaliny pod drużynę kobiecą w ekstraklasie.
- Wyjście z ośrodkami poza Warszawę też pewnie w tym pomogło.
- Na pewno, choć to nieco inny model współpracy niż w mieście. W stolicy, jako centrala, w pełni kontrolujemy wszystkie lokalizacje – my zatrudniamy trenerów, my prowadzimy nabory, my zarządzamy ośrodkami. Poza Warszawą musieliśmy stworzyć coś na kształt modelu franczyzowego, gdzie partner działa operacyjnie – oczywiście też pod naszą pełną kontrolą – ale jest zarządzany przez miejscowego koordynatora, który podpisuje z nami umowę. Wyjście z LSS poza miasto było rzeczywiście dużym krokiem – pierwsze nasze lokalizacje pojawiły się na mapie Polski już w 2015 roku. Zaczęło się od Błonia, Nadarzyna i Ożarowa Mazowieckiego, dzisiaj naszym najbardziej wysuniętym na północ ośrodkiem są Bartoszyce, leżące pod granicą z Kaliningradem, na południu są to natomiast Ustrzyki Dolne. Wciąż czekamy na osoby, które chcą z nami współpracować w kolejnych miastach (KLIKNIJ).
- Jest jeszcze gdzie otwierać nowe ośrodki?
- Planem pierwotnym było osiągnięcie setki, to dla nas rzeczywiście było coś. Kiedy się udało, zaczęliśmy bardziej myśleć o utrzymaniu i rozwoju już istniejących niż otwieraniu nowych, choć oczywiście co jakiś czas pojawiały się kolejne szkółki. Teraz – ze wszystkimi sekcjami – mamy ich około 150. Najnowszą jest ośrodek żeglarski na Zegrzu.
- Myśleliście o tym, żeby rozwijać Legia Soccer Schools za granicą?
- Robimy ogromny projekt w USA – organizowaliśmy tam obozy i gdyby nie covid, to w kwietniu w New Jersey otworzylibyśmy całoroczny ośrodek. Na sierpień mieliśmy już sprzedane wszystkie miejsca na obóz w Stanach – wysyłamy tam nasze kadry szkoleniowe i robimy zajęcia dla dzieci, głownie amerykańskiej Polonii, ale nie tylko. Byliśmy w Bostonie, San Francisco, parę razy w Nowym Jorku. Dostawaliśmy też zapytania o otwarcie ośrodków w Londynie, tylko chcemy zadbać o to, żeby brand Legii rzeczywiście był wyznacznikiem jakości. Zależy nam na systemowym podejściu i prowadzeniu ośrodków według wyznaczonego modelu, który możemy przekazać partnerom – może to źle zabrzmi, ale uważamy, że nad każdą szkółką powinien być taki jakościowy „bat”. W Polsce kontrolujemy wszystko i na tej samej zasadzie chcemy działać za granicą. Nie chodzi o to, że dajemy komuś markę i on może pod nią robić co chce. Mamy swój model, na którym chcemy budować, nasi kontrolerzy co tydzień w jakimś celu wsiadają w samochód i sprawdzają jak funkcjonuje każdy poszczególny ośrodek. Dla nas LSS musi reprezentować najwyższy poziom, któremu można zaufać.
- Jakie znaczenie ma dla waszego projektu otwieranie szkółek poza krajem?
- Zależy nam na tym, by marka Legii była tam w świadomości Polaków mieszkających za granicą. Wszystko zaczęło się od 2018 roku, kiedy byliśmy uczestnikami kilku dużych kongresów trenerskich w USA, między innymi w Philadelphii czy Chicago. Ówczesny sztab Legii miał wypracowane świetne kontakty z Amerykanami, przecież nawet pierwsza drużyna miała wtedy obóz przygotowawczy na Florydzie. Chcemy więc kontynuować rozpoczętą współpracę – oczywiście mamy na uwadze promocję klubu w świadomości rodaków mieszkających w USA, ale nie wykluczamy tego, że możemy trafić na miejscu jakiś piłkarski brylant. Przede wszystkim jednak napotykamy na fajny zwrot od miejscowej Polonii – ludzie po prostu chcą mieć na miejscu polski klub, który mógłby uczyć ich dzieci. Poza tym Amerykanie wciąż chcą się uczyć od trenerów z Europy, więc gdy przyjedzie tam trener z Legii Warszawa, która zdobywa mistrzostwa, grała w Lidze Mistrzów, wówczas oni chcą mu zapłacić, dać dostęp do całej bazy i przy okazji biznesu robić sport. Trener z licencją UEFA A jest dla amerykanów bardzo cenny.
- Słyszałem też o jednym, bardzo egzotycznym kierunku.
- Kiedyś w sprawie ośrodków spotykaliśmy się nawet z… Chińczykami. Tylko tam to nie miał być już jeden ośrodek LSS ale cała Akademia, działająca przy jednym z wiodących w lidze zespołów. Prezes klubu gdy usłyszał o szkółce, to powiedział, że absolutnie, on tutaj chce stworzyć akademię dla całej prowincji, bo mają tam tysiące dzieci i on chętnie zapłaci – ma trzy kluby, siedemnaście fabryk i piętnaście domów handlowych, także nie ma problemu. No więc dogadaliśmy się, mieliśmy startować, ale tutaj akurat wszystko rozbiło się przez covid. Pandemia mocno powstrzymała rozwój całego projektu, zarówno w Polsce jak i poza krajem. Jesteśmy jednak pewni, że kiedy wszystko wróci do normy, dzięki narzędziom, które mamy już teraz, uda nam się pracować na naprawdę dużą skalę.
Trenujemy z Rodzicem przy Ł3
Liczba zawodników: 4 310
Liczba lokalizacji: 102
Liczba drużyn: 322